Powoli podniosła powieki. Spojrzenie
zielonych oczu skierowała na sufit z drewnianych belek. Wciągnęła
głęboko do płuc powietrze przesycone zapachem piekącego się
chleba, po czym westchnęła. Nakryła się szczelniej kołdrą,
chcąc złapać jeszcze te resztki przyjemnego rozleniwienia, nim
zmuszona będzie wstać. Wyciągnęła ręce przed siebie,
przeciągając się. Otwarła buzię, ziewając przeciągle.
Następnie zwlokła się z łóżka. Podłoga, choć drewniana, była
dość chłodna. Ranek w Tir Chonail był bardzo rześki. Chłód
płynący od rzeki przyjemnie budził zmysły. Dziewczynka umyła się
szybko, przebrała w coś, co znalazła w szafie i wyszła na
zewnątrz. Mieszkała u Caitin.Przestąpiła właśnie próg jej piekarni, machając jej wesoło. Już czekały na nią
ciepła jeszcze chałka i kakao. Noki usiadła przy stoliku, a Cait
podała jej śniadanie. Dziewczynka szybko wzięła się za
pałaszowanie go.
- Cait! - zawołała z buzią pełną
słodkiej bułki - Twoje wypieki są niesamowite!!! - Oczy błyszczały
jej nieukrywaną radością. Kobieta tylko zmierzwiła jej rude
włosy. Kochała tę trzynastolatkę jak własną córkę.
- Jedz Noki, bo dziś czeka cię ciężki
dzień. - Usiadła obok niej - Wczoraj mówiłaś, że Kapitan Luka
ze swym oddziałem schodzi do Shadow Realmu, prawda? A do Taillteann
daleka droga, a ktoś mi jeszcze obiecał, że nazbiera jajek -
pstryknęła ją nieznacznie w zadarty nosek.
- Tak tak Cait! Pamiętam. Zaraz pójdę
po jajka, i wezmę mleko, a potem, potem ruszę do Tail! - wypiła
szybko kakao, odstawiając nieco zbyt mocno kubek na stół. -
Myślisz, że Kapitan zmierzy się znów z Fomorami? Na pewno wróci
zwycięsko! On zawsze wygrywa. Kiedyś wstąpię do RA! - Cait tylko
się roześmiała, całując dziewczynkę w policzek.
- Oczywiście Noki. Z taką pewnością
siebie, gdy tylko osiągniesz odpowiedni wiek, na pewno wstąpisz do
oddziału Kapitana i inne dzieci będą spoglądać na ciebie z
zazdrością.
- Nie jestem dzieckiem Cait - mruknęła,
ale nie umiała się długo boczyć, więc uśmiech szybko wykwitł
znów na jej twarzy. Wybiegła z piekarni, kierując się w stronę
banku, gdzie gdacząc posilały się kury. Było słonecznie, choć
chłodno. Noki czuła, że palce jej nieco sztywnieją, gdy
przeszukiwała wilgotną wciąż jeszcze od porannej rosy trawę, w
poszukiwaniu jajek. Prędko uzbierała całą kobiałkę. Wbiegła do
piekarni, postawiwszy ją na dębowym blacie i jeszcze szybciej
wybiegła. Pędziła ile miała sił w nogach. Wiatr rozwiewał jej
rude włosy. Minęła skrzyżowanie w Dugald Aisle, kierując się w
stronę kamieniołomów Sliab. Odgłos kilofów głuchym jękiem
wypełniał dolinę, ale tym razem Noki nie miała czasu zatrzymać
się i patrzeć jak alchemicy wydłubywali cenne kawałki skały z
bogatych złóż. Stanęła na chwilę przed bramami Tailteann,
usiłując złapać oddech. Czasu było niewiele. Za chwilę Kapitan
z oddziałem ruszą w stronę altaru. Puściła się więc znów
biegiem przed siebie. Eabha zawołał ją, ale zdawała się go nie
zauważać. Przecięła miasto niczym ruda strzała, wybiegając
zachodnią bramą. Wtedy zatrzymała się. Nogi się pod nią ugięły,
gdy oko w oko stanęła z czarnym wilkiem. Te z reguły nie atakowały
ludzi, jednak Noki na ich widok wpadała w panikę. Nie potrafiła
przypomnieć sobie zdarzenia, które budziło w niej ten mrożący
strach. Teraz także stała blada niczym ściana, spoglądając w
oczy ogromnego basiora. Szczeknął w jej kierunku. Dziewczynka
zacisnęła powieki, kuląc się w sobie. Już już widziała oczyma
wyobraźni ogromne białe zębiska, zbliżające się w jej kierunku.
Krzyknęła. Wtedy usłyszała, że wilk ucieka. Wciąż jeszcze
drżąca ze strachu, podniosła się z ziemi, na której klęczała.
Po bestii nie było śladu. Odetchnęła z ulgą. Wtedy uszu jej doszły
wiwaty. Alchemicy już byli. Z zacięciem na twarzy wbiegła na
polanę, na której stał altar. Ludzie zasłaniali cały widok.
Próbowała się przepchnąć, by móc popatrzeć jak schodzą na
dół, ale nikt nie chciał jej przepuścić. Wdrapała się więc na
pobliskie drzewo. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy zobaczyła
ich. Kapitan jechał jako pierwszy, minę miał zaciętą, oczy
przymrużone. Dziewczynka była pod wrażeniem oddziału, jego siły.
Wierzyła, że wrócą z nowymi informacjami na temat fomorów, a być
może i po zwycięskiej walce! Było ich ośmiu. Ośmiu Królewskich
Alchemików. Ale z zaskoczeniem spostrzegła także, że towarzyszył
im ekscentryczny mag... Dyrektor szkoły w Dunbarton, Zailen - Mistrz
Magii Lodu, a także Fioletowa Czarownica, o której niewielu
słyszało, bynajmniej poza plotkami o tym, że istnieje. Znana była
prawdopodobnie pod imieniem Dennou. Noki aż zamrugała oczami. Więc
szykowała się jakaś poważniejsza misja. Chciała wierzyć, że i
ona kiedyś, gdy osiągnie siedemnaście lat dołączy do oddziału
Kapitana Luka, i będzie mogła zejść do drugiej rzeczywistości.
Miała wrażenie, że jest tam coś co pomoże zrozumieć
nawiedzające ją od czasu do czasu dziwne sny...
No to czekam na rozwinięcie o3o
OdpowiedzUsuń