piątek, 24 lipca 2015

Lekcja Alchemii





- Czyli, że co? - Yama był taki uroczy, gdy w końcu czegoś nie wiedział.. Tak nieporadny w dziedzinie alchemii. W końcu. Choć raz TO JA mogłam pokazać mu o co właściwie, w czym, i jak chodzi. Spędzaliśmy czas u mnie w ogrodzie, a raczej ja spędzałam, bo on biedny gotował się przy kuchenkach alchemicznych.

- Nooo tak jak Ci mówiłam - powtórzyłam spokojnie - sprawdzasz temperaturę, gdy jest stała, około 350 stopni, dodajesz po kolei składniki. BARDZO istotna jest kolejność. Najpierw rozbijasz ampułki. Powoli i delikatnie mieszasz, tak aby osiągnąć jednolitą barwę. Gdy uznasz już, że jest ok, dodajesz...

- a skąd będę wiedział, że jest ok?

- noo. jak nie będzie żadnych smug. W sensie, gdy będzie jednolite. To się czuje.. jak walkę, wiesz kiedy wyprowadzić focuset fist, prawda? Czujesz to?

Pokręcił tylko głową uzmysławiając mi coś czego, dopiero wówczas zrozumiałam, że nie chcę sobie uzmysławiać

- Gdy dystans będzie mniejszy niż 2,5m, ale nie mniejszy niż 1,5m. Wówczas jest najodpowiedniejsze przyspieszenie w stosunku do siły uderzenia. Można powiedzieć, że wtedy w pełni wykorzystujesz możliwości tego skilla

...

...

...


Przepraszam.. musiałam dojść do siebie... Chyba jestem jedyną osobą, która robi cos na wyczucie, a nie na czystą matematykę...

- to ten.. - zaczęłam ostrożniej, by znów się nie wygłupić - gdy barwa będzie tak jednolita, jak tylko jest to możliwe, dodajesz garbage herba

- po co? - Jasna cholera! czy on o wszystko musi pytać? Bo się dodaje!!!!! Że też on nie może czegoś wziąć po prostu za pewnik i niezaprzeczalny fakt. Na szczęście to było jedno z tych łatwych pytań

- Zioło zwiększa wyrazistość barwy. Sprawia, że nie jest taka.. hmmm.. mdła.. wiesz.. jak akwarelka, słabo widoczna. Gdy dodasz zioło, podgrzewasz jeszcze parę minut

- ile?

- PIĘĆ! - dobra.. nie mam pojęcia ile.. robię to przecież na oko.. podgrzewam chwilę.. Jednakże wolałam tego uniknąć... - potem dodajesz stabilizator czyli tę nieszczęsną grudkę jakiegoś metalu

- jakieg..?

- NIE WIEM!!!!! tego co to jest zlepkiem różnych metali, i dopiero jak poddasz go konwersji to się przekonasz, którego było najwięcej!

- aha.. i dalej podgrzewam?

- mhm.. - wolałam nie mówić za dużo. Jedno słowo, mogło spowodować pytanie.. a ja jakoś przestałam je lubić - wtedy należy roztwór schłodzić - modliłam się, aby nie zapytał, co to znaczy wtedy.... - i produktem finalnym okaże się ampułka nowej barwy

- ahaaaa... - Yama z troską przygotował poszczególne produkty i zaczął je mieszać. Niestety nie zdążyłam go powstrzymać

- NNNIIIEEEE!!!!! jedną grudkę!!!! - zdążył już wciepać cały zapas moich unknow orów. Na tydzień miały mi starczyć. Znów będę musiała błagać kogoś o zejście do kopalni

- ojej.. czyli popsułem?

- mieszaj dalej.. z reguły reakcja wychodzi.. tylko straty składników są boles..

- ooooo - wyciągnął z kotła swoją pierwszą ampułkę - biała. To dobrze, nie?

NIE JESTEM ZAZDROSNA, ALE DO SZAŁU DOPROWADZA MNIE, JAK KTOŚ OKAZUJE SIĘ LEPSZYM ALCHEMIKIEM ODE MNIE!

- tak.. to całkiem niezły wynik jak na początek - starałam się nie pokazać jak bardzo nie lubię tego jego szczęścia

- o.. czekaj.. bo tu coś jeszcze jest - z dna kociołka wygrzebał drugą.... białą... przyskoczyłam do niego jak oparzona

- jak Ty to zrobiłeś?! Przecież to niemożliwe!!!!!! - chciało mi się płakać.. Yama wzruszył tylko ramionami

- to jak? wypróbujemy battle?

- no jeśli czujesz się na siłach... - wciąż analizowałam syntezę reakcji. On jednak szybko mnie wyciągnął do Dunbarton

- z jaką siłą działa twój water? - zapytał, mierząc w szczura - przy water, im dalej tym lepiej?

- nie. Siła wody jest największa w momencie jej wypuszczenia, więc najbliżej, potem cząsteczki rozprężają się, część ucieka... co zaś do dmg to.. - zamyśliłam się - em... nie wiem.. około 3,5 chyba..

- tyyy patrz a ja 2,5

- Kochany mój.. - starałam się go ściągnąć nieco na dół, bo puszył się jak paw - Ale Ty walisz w szczura!!! i to z najmniejszego dystansu, a ja w golden fightera i to z odległości

- co za różnica czy szczur czy fighter? - wzruszył ramionami

- masa? zbroja? doświadczenie? to jest naprawdę mega różnica..

- a w szczura? ile dajesz? - spojrzał na mnie jakby chciał mnie wyzwać na pojedynek

- nie mam pojęcia.. poza tym liczy się wiatr, jakość cylindra, pogoda, wszystko.. jeśli pytasz o liczby idź z tym do Luka..  On w tym siedzi. - nie lubiłam przyznawać, że Luk wie więcej ode mnie.. ale.. niestety wiedział. Yama jednak machnął tylko ręką

- nieeeee... do Twoich wyników będzie mi znacznie bliżej

Miałam chęć dać mu w zęby.. ale... to Yama

czwartek, 23 lipca 2015

Lider



 TU BĘDZIE OBRAZEK. JAK BĘDZIE MABI (wyobraźcie sobie salę gildii i Lidera na miejscu Lidera) O.. taki obrazek będzie


Luk siedział sam w gabinecie Lidera Gildii. Był zamyślony. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek może znaleźć się w tym miejscu. Oparł brodę na dłoni, jego jasne spojrzenie lustrowało ściany. Proporce, mapy, plany.. westchnął, zaplótłszy dłonie za głową. Przeciągnął się, zamykając oczy. Hałas jednak szybko zmusił go do otwarcia ich na powrót. Noki właśnie wpadła do gabinetu. W dłoniach trzymała tacę. Na niej filiżanka z herbatą i jego ulubione ciastka. Z uśmiechem postawiła mu to wszystko na biurku. Nie zapomniała nawet o cukrze i cytrynie, choć nie wiedziała czy słodzi. Odsunęła się, salutując.
- Przyniosłam herbatę, pamiętam, że nie pijasz kawy
Luk wstał, odsalutowując jej, jednak jego zaskoczone spojrzenie zdradzało, że niewiele z tego rozumie
- Nie jadłeś śniadania.. – dodała ciszej
- a tak... – westchnął – nie wiedziałem,  to należy do twoich obowiązków? – zapytał z uśmiechem
- nie należy – dziewczyna tylko wzruszyła ramionami – ale jak widzę jak tu siedzisz, to wiem, że sam o siebie nie zadbasz. Nigdy tego nie robisz.. a jest masa papierkowej roboty, którą powinieneś przejrzeć. Alchemik tylko westchnął przeciągle, zanurzając się znów w czeluściach miękkiego fotela. Przeczesał dłonią włosy, mierzwiąc je między palcami.
- Dużo tego... – zmarszczył brwi, przerzucając kolejne dokumenty. Jedne odkładał na lewo, inne na prawo. Czynił to z jedynie sobie znana metodologią. W końcu znów podniósł wzrok na dziewczynę - Może zjesz ze mną?
Dziewczyna tylko pokręciła głową – dzięki, jestem już po. Przygotuję resztę papierów. Wpadnę za pół godzinki – uśmiechnęła się – mogę się odmeldować? – strzeliła obcasami
- Jasne... – machnął tylko dłonią, nie otwierając nawet oczu. Gdy zamknęła za sobą drzwi, wcisnął się bardziej w fotel, chrupiąc powoli słodkie ciastka. Sięgnął po spis członków, który Alchemiczka „niechcąco” zostawiła mu na biurku – będzie trochę sprzątania – sięgnął po pióro aby od razu wydać odpowiednie decyzje. Gdy skończyły się ciastka, a ostatnia kropka atramentu zaczęła schnąć na świeżo podpisanym dokumencie, uśmiechnął się. W końcu chwila  zasłużonego odpoczynku. Jakże się jednak pomylił, gdy ruda znów wpakowała mu się do gabinetu. Tym razem taszczyła ze sobą stertę papierów, która swoim ciężarem niemal ją przygniatała. Wypuściła powietrze z głośnym „ufff” gdy złożyła mu je na stole. Odgarnęła grzywkę z czoła.
- Ccco tto jest? – Luk zapytał nieco zmieszany
- Lidera często nie było, więc prowadziłam dokumentację gildii. Przychodne, wychodne,  ludzie, plany, działania, osiągi, lvling, finanse – twarz Luka robiła się coraz bardziej zaskoczona z każdym jej słowem – bank, pomysły, obserwacje...
- Lennox nie ma takiego archiwum! – był pod wrażeniem
- Byłam prawą ręką Varranta. Zależało mi na tym aby gildia była prowadzona poprawnie – spojrzała na niego niepewnie – Fajnie byłoby gdybyś to przeczytał, ale jak chcesz, to mogę przygotować ci wyciągi z najważniejszych danych i podsumowania. Tylko potrzebuję na to trochę czasu. Myślę, że jak przysiądę nad tym tej nocy, to na jutrzejsze popołudnie miałbyś to gotowe. Chcesz jeszcze herbaty? – wypaliła jednym tchem
- yyyyyyeeeem...  – Nowy Lider tylko złapał się za głowę – dlaczego to robisz?
- Ale, że co? Coś nie tak? – zamrugała oczyma przestraszona
- nie.. nie to.. tylko – uśmiechnął się tym swoim uśmiechem – mam wrażenie, że starasz się mi coś za wszelką cenę udowodnić
Dziewczyna spłonęła rumieńcem, cofając się kilka kroków dalej od niego. Spojrzała na buty, obawiając się podnieść wzrok na swojego Lidera – ja.. yem... – czuła, że jej uszy znów płoną. Zacisnęła dłonie, starając się ukryć ich drżenie. Luk nie spuszczał z niej wzroku, zaplótłszy dłonie na piersi
-hm?
Spojrzała gdzieś w bok
- HM?
- Boję się, że możesz mnie odsunąć od obowiązków – powiedziała cicho, opuszczając głowę jeszcze niżej – a bardzo mi zależy na tej pracy
Chłopak tylko się roześmiał. Alchemiczka podniosła na niego oburzone spojrzenie, ten jednak nie przestawał się śmiać. Noki poczerwieniała jeszcze bardziej. W końcu chłopak nieco się uspokoił, tak, że był w stanie mówić, choć iskierki wesołości wciąż tańczyły w jego zielonkawych oczach
- Nie mam żadnych podstaw, ani powodów, aby to robić,  przynajmniej na razie – starał się być tak poważny jak tylko było to w tej sytuacji możliwe, ale nie mógł sobie odpuścić  – ale ciastka chcę widzieć co rano – uśmiechnął się. Noki odpowiedziała uśmiechem, tak radosnej chyba jej jeszcze nie widział
- Tak jest Taicho! Ciastko i herbata każdego ranka! – zasalutowała nieco zbyt energicznie, a po chwili już jej nie było

poniedziałek, 20 lipca 2015

Dwa słońca

 http://static.zerochan.net/Ohtori.Sakuya.full.635256.jpg


- Niiichaaaaaan!!!! – zawołała wesoło, dostrzegając swojego brata w tłumie ludzi. Uniosła dłoń, chcąc pomachać, tak by łatwiej było mu ją zlokalizować. Nie spostrzegła nawet jak szybko Łucznik znalazł się przy niej. Złapał ją za nadgarstek w dość silnym uścisku, tak, że aż grymas wpłynął na jej twarz

- Nie mów tak do mnie – warknął lodowatym tonem

- Nii...? Aj! – jęknęła gdy ścisnął mocniej

- Mówiłem nie mów tak do mnie – powtórzył, puszczając jej dłoń. Noki rozmasowała obolały nadgarstek

- o co ci chodzi Zet?- spytała zaskoczona, spoglądając na brata

- o nic. Nie mów tak do mnie!

- Ale przecież jesteś moim bratem.. więc w czym problem? Jak mam do ciebie mówić?

- Najlepiej wcale- jego spojrzenie skierowane w jej stronę przypominało teraz grot jego strzał. Zimny bezwzględnie precyzyjny.. zabójczy.

- Ale... – zamrugała zaskoczona

- Nie potrzebujesz mnie już

- o czym ty do cholery jasnej mówisz?! – wrzasnęła, jednak szybko zamilkła, gdy jego wzrok znów na niej spoczął

- Jesteś alchemikiem. Jesteś RA, jesteś wiceliderem gildii. Sporo osiągnęłaś. Nie potrzebujesz mnie już

- Jesteś moim BRATEM!!!!! – złapała go za koszulę, ale ten szybko się wyswobodził

- Mówię o tym, że nie potrzebujesz już ochrony. Nie jesteś małą dziewczynką. Poradzisz sobie

-  Zet! Tu nie tylko o ochronę chodzi.. a więzi!

Łucznik wzruszył ramionami, odsuwając się od dziewczyny. Pochylił się nad nią tak, że jego wargi nieomal dotykały płatka jej ucha - Jesteś Fomorem. Morrighan cię wyklęła, jesteś naczyniem chaosu, a do tego alchemikiem, których zobowiązałem się tępić. O jakich więziach mówisz? 

Dziewczyna zadrżała. Miała wrażenie, że serce stanęło jej w gardle. Przez dłuższą chwilę usiłowała złapać oddech, źrenice rozszerzyły się, tak, że jej oczy stały się niemal czarne ze strachu – A nasze polowania?  Wspólne wycieczki? Ogniska które robiliśmy razem? – spytała cicho

- Nie ma już nas. Im szybciej to pojmiesz tym lepiej. Łatwiej zastrzelić bezpańskiego psa niż własnego – ujął jej podbródek tak, by zmusić ją by patrzyła w jego oczy – nie ma i nigdy nie będzie.
Rozchyliła wargi jakby chciała coś powiedzieć. Nie była w stanie zebrać jednak słów. Pokręciła tylko głową, zaprzeczając  temu co mówił.

- Eksperyment się zakończył.. Nie jestem hodowcą, a łowca poluje. Nie żyje z ofiarą pod jednym dachem.  Tak naprawdę przy naszym pierwszym spotkaniu spudłowałem. Nie celowałem w wilka, celowałem w ciebie. A tego twojego kapitana też dorwę. - zmrużył czerwone oczy, zaciskając dłonie w pięści

- O czym ty mówisz? – spytała cicho

- Daję ci szansę Fomorze.. szansę byś mogła uciec. Od ciebie jedynie zależy jak ją wykorzystasz.  Ja nie będę się wahał

Wyrwała mu swoją dłoń, zacisnęła wargi i odwróciwszy się na pięcie pobiegła.... gdzieś gdzie wschodził księżyc

 http://data.whicdn.com/images/121281823/original.gif

sobota, 18 lipca 2015

Koniec Alchemika

 Wybaczcie, że tak dłuuuuugo to trwało. Jednak jak wiecie długo się to pisało, a potem moja niedyspozycja nożna nie pozwoliła mi na poprawienie tego. Jednakże dziś oczom Waszym ukazuje sie ostatni part słynnej akcji z Resenlianem. Dziękuję bardzo za udział:

Zetowi
Zailenowi
Luce

Nie wiem czy jest poprawione idealnie.. pewnie nie, ale zależało mi na tym by jak najszybciej móc do Was wypuścić końcówkę tego wielkopomnego dzieła :D
Miłego czytania




- Ja.. co..? - głowę elfa przeszył ból - argh.. nie pamiętam co się działo do tej pory.. ale wiem że Noki jest bezpieczna teraz - wskazał palcem na Luka - no i jak chcesz na mnie krzyczeć to zrób to proszę PO tym jak załatwimy to coś - wskazał na kupę kamienia, wpatrując się w wypełnione nienawiścią oczy Zeta - chyba że.. wolisz zabić najpierw mnie? - przymknął powieki i spuścił głowę, czując jak przypomina sobie powoli, co się właściwie wydarzyło.

Łucznik zwolnił uścisk i odstawił maga na nogi. - Nie będę marnował czasu i energii na ciebie. - Spojrzał na golema, który jeszcze chwilę temu był alchemikiem - Można powiedzieć, że stał się moim koszmarem. - szepnął do siebie.  Wyraźnie widać było, że się bał i nie mógł wykonać jakiegokolwiek ruchu. W lewą dłoń chwycił podarowany przez maga, tymczasowy łuk i błyszczącą, naładowaną energią strzałę, w prawej wciąż dzierżył bijący jasnym światłem miecz bogini. - Zailen - zwrócił się w kierunku maga. Jego głos był spokojny lecz bardzo pewny-  obiecaj mi że bez względu na wszystko zabierzesz ich stąd w jednym kawałku.

Mag przytaknął, po czym powoli podniósł głowę i otworzył oczy, które zabłysnęły jaskrawym błękitem sygnalizując gotowość do działania. - teraz jest pora byś użył strzały - powiedział cicho i ruszył w stronę stwora, by odwrócić jego uwagę. Zacastował firebolta, celując w miejsce gdzie powinna znajdować się twarz byłego alchemika. Głowa Reseliana została odepchnięta lekko do tyłu, lecz ten ledwo zauważył, że coś w ogóle się wydarzyło. Jego puste oczy spoczęły na elfie

- guh.. no tak, 0 efektu - mruknął rozczarowany Mag. Szybko odskoczył, unikając głazu rzuconego w jego stronę - to może coś większe.. albo nie, bo jeszcze nas zgniecie - spojrzał z obawą w górę. Nie mylił się. Liczne pęknięcia zdobiły sklepienie kopalni. Znów musiał odskoczyć, by uniknąć kolejnego pocisku - samemu mogę nie dać sobie tu rady - zerknął za siebie, by zobaczyć co robi reszta.

Luk nie zwracał uwagi na wymianę zdań pomiędzy Zailenem i Zetem. Był skupiony na kończeniu kuracji Noki. Przez ułamek sekundy jego wzrok spoczął na łuczniku, ale jedynie po to by upewnić się, że nic mu nie dolega po zażyciu eliksiru. Nim jednak skończył bandażować nogę dziewczyny, Noki wyrwała mu się, widząc swojego brata przy życiu. Zatrzymała się jednak tchnięta jakimś przeczuciem. Kilkanaście centymetrów przed nią wbił się w ziemię ogromny odłamek skały. Dziewczyna spojrzała w górę,widząc, jak sklepienie coraz mniej jest w stanie wytrzymać. - Jeśli ten potwór zacznie szarżować cała kopalnia legnie w gruzach.. - pomyślała, nie spuszczając wzroku z kamieni. Nagle jednak pomysł sam wpadł jej do głowy. Załadowała parę kryształów,celując w górę. Bariera z potężnych bali zablokowała się w poziomie, tworząc wsparcie dla przegrywających z grawitacją skał. Utworzyła jeszcze parę takich wsporników w miejscach, w których głazy kruszyły się wyjątkowo szybko. Niestety jej umiejętności pozwalały na użycie jedynie trzech takich barier...

Zailen! - łucznik krzyknął i pobiegł w stronę golema. W tym czasie mag używając magii lodu utworzył ścieżkę prowadzącą wprost pod nogi przeciwnika. Zetsu z rozpędu wskoczył na tor i wśliznął się pod kamienną bestię. Leżąc na plecach wystrzelił świetlistą strzałę w krocze golema. Strzał był prosty i szybki, ale i na tyle silny, że przebił  się bez kłopotu przez kamienne cielsko i wbił  w sklepienie ponad nim.

Elf uśmiechnął się lekko, widząc jak jego dzieło spełniło swoje zadanie. Szybko jednak spoważniał ponownie gdy  uświadomił sobie, że to nie wystarczy. Kamienna skorupa, która została przebita, zaczęła się rozsypywać, ukazując czarną poświatę. Mag machnął ręką wywołując falę, która odepchnęła łucznika dalej, tym samym ratując go przed potężną nogą golema, usiłującego go rozdeptać

- Musimy go jakoś unieruchomić! - krzyknął do wszystkich Zai. Przeciwnik oczywiście nie zamierzał ułatwiać zadania i zaczął szarżować w stronę alchemików, dźwigając po drodze z ziemi głaz, który rzucił w nich niedużo później. Jednak zanim kamień zdążył dolecieć, szybka świetlista smuga rozbiła go na malutkie części. Odłamki w większości poleciały z dużą prędkością z powrotem odbijając się od skorupy wroga, wstrzymując go na chwilę w miejscu. Był to mały spear of light Luka, który nadal stał niedaleko Noki.

- Jeśli nie masz nic szybszego to mam jeszcze pewną sztuczkę nad którą eksperymentujemy - zwrócił się do maga - Na człowieka to nie działa, ale na tak niestabilne monstrum.. możliwe, że jest jakaś szansa.. - analizował spokojnie.  - Ale ustawienie tego trochę potrwa - dodał

Golem był przez chwilę oszołomiony atakiem Luka. Zet szybko stanął na równe nogi i związał kończyny golema cienkimi metalowymi żyłkami, używając demonicznych Illusion control barów. - Szybciej tam! Nie wytrzymam długo! - był w stanie utrzymać przeciwnika w bezruchu przez niedługi czas. -"Jest silny, nie powstrzymam jego reakcji. to nie bezwładna marionetka" - pomyślał i wskoczył na grzbiet golema podciągając się na sznurkach.

- Jaką zaś sztuczkę?! - Zai wrzasnął do Luka - nie mamy czasu! Trzeba go unieszkodliwić jak najszybciej - podbiegł szybko do golema - przygotuj się Zet, mam zamiar go obalić -  zaczął ładować blaze'a i uderzył nim od boku w nogę golema. Eksplozja sama w sobie nie wyrządziła szkód, ale fala była na tyle silna, że spętany wróg runął na ziemię. Upewniwszy się, że Zetowi nic nie jest, Zai  użył ice speara, którego mrożące właściwości dodatkowo unieruchomiły przeciwnika  - walcie co macie żeby go unieruchomić! - powtórzył

Noki przez dłuższą chwilę stała jak sparaliżowana, nie wiedząc w zasadzie co się dzieje. Pierwszy raz poczuła strach przed golemem - "więc to tak czuje się Zet" - pomyślała, jednak szybko głos Maga przyzwał ją do porządku.

- Ddobrze Zai! - zakrzyknęła, mijając Luka. Tylko trochę się skrzywiła, stając na uszkodzonej stopie. - "doraźna pomoc na niewiele się zdała"- pokręciła głową, ładując kryształy. Widząc, że lód ice speara powoli zaczynał puszczać pod wpływem temperatury, schłodziła go na powrót za pomocą frozen blasta. Z obawą i wyraźną niechęcią spojrzała na cielsko potwora.

Luk, z którego już całkiem uleciała boska energia,   cofnął się o kilka kroków. Nie był zadowolony z tego, że grupa znów robi co chce. Gdyby to byli RA i Generał to zobaczył to młody kapitan mógłby się pożegnać z urlopami przez następne dziewięć tysięcy lat. Bolesne stąpianie dziewczyny również go zmartwiło. - Kolejna co nie potrafi usiedzieć w miejscu... gdyby tylko poczekała kilka chwil dłużej - przeczesał ręką włosy, po czym wyjął z plecaka duży kanciasty flakonik z ciemną niebieską cieczą - Nessa mnie zabije jeśli nie wypiję tego przed upływem terminu ważności... Po czym uronił łyk z butelki i spojrzał w kierunku zamrożonego golema.

- Może się uda - Zai podbiegł szybko do głowy stwora, który bezskutecznie próbował się wyswobodzić, wydając przy tym irytujące odgłosy - oh zamknij się.. - w miejsce gdzie znajdowało się pęknięcie w kamiennej skorupie, mag wsunął dłoń. Boska poświata golema zaczęła powoli blaknąć. Cała jego energia została zebrana w głowie. Elf zaparł się jakby próbował ją fizycznie wyrwać z ogromnego cielska, lecz nie udało mu się to i upadł na ziemię jak wędkarz któremu właśnie pękła żyłka - noż kur... weź chodź mi ktoś pomóż wyciągnąć z niego tą energ...-krzyknął wściekły, jednak golem nagle zaczął się szarpać mocniej niż do tej pory i z owego pęknięcia nagle wystrzelił kolejny promień który chybił celu tylko dlatego, że mag zdążył odskoczyć - Tch.. ruchy bo się wyrwie zaraz! - ponaglił zły.

Dziewczyna przyglądała się zmaganiom maga. Nie bardzo wiedziała w jaki sposób może go wspomóc. Machinalnie wrzuciła do komory cylindra kilka kryształów, naciskając spust. Nie myśląc o tym co robi, wycelowała w dziwną sferę, którą starał się wyswobodzić Zailen. Lifedrain jakby powoli zaczął przetaczać ją w ciało dziewczyny. Odetchnęła głębiej, mając wrażenie, że widzi więcej. Noga przestawała boleć... Czyżby kości zrastały się same? Poczuła, że coś wielkiego i starego zaczyna płynąć w jej żyłach. Miała wrażenie, że wszystko wokół lśni dziwnie ciepłym blaskiem. Czuła, że  może biec szybciej niż jej własna myśl. potęga mocy była tak wielka, że dziewczynie zakręciło się w głowie, zachwiała się, delikatnie tracąc równowagę, ale nie potrafiła dezaktywować lifedraina. Ta siła była zbyt pociągająca...

Zai zauważył, że populacja półbogów właśnie zyskała nowego członka. Uśmiechnął się sam do siebie i ponownie spróbował wyrwać ową energię. Skurczona sfera o wiele łatwiej poddała się woli maga i oderwała się od golema. Zai 'chwycił' ją obiema rękoma i odskoczył do tyłu. Bestia wydała z siebie ostatni ryk, po czym nastąpiło coś w rodzaju implozji. Resztki przeciwnika zamieniły się w zwykłą kupę kamieni. Kamienie zaczęły zapadać się w sobie..  Elf nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, zbyt zajęty tym co trzymał w dłoni. Otoczył kulę energii czarnym polem. Usiadł na ziemi zmęczony i odsapnął - ehh.. udało się.. macie jakieś ostatnie słowa do niego zanim go zniszczę? - wyciągnął przed siebie pulsującą czernią dłoń.

Chwilę po tym obok niego przeszedł spokojnie Luk. Wyglądał dziwnie. Nie miał już aury półboga, ale moc wokół niego wciąż wprawiała powietrze w drganie. Pomimo, że nadal miał ciemne okulary Zail mógł spostrzec, że zielone oczy jego brata pulsują mocną szmaragdową poświatą. Błękitny eliksir, który wcześniej zażył odniósł jakiś efekt w ciele chłopaka. Przystawił lufę cylindra do tego co została z wielkiego monstrum i używając lifedraina wyssał cześć mrocznej energii. Zasyczało i z magazynku wyleciała mała kryształowa kula z wyrytym alchemicznym symbolem Vatesów. Była całkowicie czarna. Zanim Noki mogła to spostrzec Luk ukrył kamień w kieszeni płaszcza. Gdy odwrócił wzrok w stronę maga wszystko wrócił do normalności, zielonkawa poświata znikła też za jego okularów. W oddali było słychać okrzyki i donośne głosy. Wyglądało na to, że oddział kapitana znalazł drogę do serca kopalni - Dobrze, że się nie spieszyli - oznajmił wesoło patrząc w kierunku odgłosów - Jeśli chcecie go wykończyć to zróbcie to zanim tu dotrą... potem będą z tym problemy

Dziewczyna przeniosła spojrzenie z Kapitana Królewskich na klęczącego Zailena

- Zai... to dziwne uczucie - zmrużyła oczy, zastanawiając się jak opisać swoje odczucia, tak aby mag zrozumiał - co to było? Ta siła... - Przerwała, gdy nagle do jej uszu doleciały odgłosy zbliżających się Alchemików. Wyprostowała się od razu, stając mimowolnie bliżej Luka, przetarła z kurzu cylindry, poprawiając mundur Ekspedycji. Jej spojrzenie stawało się tym zimniejsze im bardziej zbliżały się głosy. Widać było, że jest spięta.

Zet wbił miecz w ziemię, tuż przed twarzą Zailena. To co jeszcze przed chwilą było sferą z pozostałościami Resenliana rozbiło się na tysiące drobnych kawałeczków. Stał trzymając za rękojeść miecza, z opuszczoną głową tak aby nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego.
Bez słowa skierował się do wyjścia.

Było po wszystkim. Jeszcze 5 minut temu stali na skraju śmierci. A teraz wszyscy zastygli w ciszy obserwując oddalającego się mężczyznę. W tym czasie Zet zmienił swój wygład. Płaszcz przemienił się w zwykły mundur królewskich alchemików, praktycznie nie do odróżnienia od oryginału.
- Wcześniej, gdy zmienił się w smoka myślałem, że to twój uczeń, ale...  to fomor - Luk szepnął do ucha maga - Dlaczego mnie nie posłuchałeś? - Kopalnia była w ruinie. Wielkie kamienie odrywały się od sufitu i ścian, spadając rozbijały o podłoże na mniejsze części. - Muszę wrócić do mojego oddziału oraz poinformować o tym wszystkim inne dywizje - słowa  kapitana były teraz na tyle głośne, że Noki była w stanie ją usłyszeć - Jeśli nie chcecie się tłumaczyć przed całą chorągwią alchemików lepiej stąd zniknijcie

- Cóż, nie doceniłem tego szaleńca i takie są tego skutki - Zai, strzepnął dłonie. Jego bystre spojrzenie obserwowało oddalającego się Zeta - Będę musiał trochę nad sobą popracować jeszcze - przeciągnął się leniwie - ale mogło się skończyć gorzej - wstał i poklepał Luka po ramieniu - wiem, że jakoś poskromisz swoich ludzi~ - po czym z uśmiechem zwrócił się do Noki - słuchaj, boska moc różni się od zwykłej magii. Teoretycznie każdy może ją opanować w stopniu mistrzowskim, jednak potrzeba do tego czasu. Choćby nie wiem co się działo, nie próbuj tego przyspieszyć w nienaturalny sposób jak Resenlian. No chyba że chcesz skończyć jak on - wskazał palcem na kupkę kamienia - aaa i tak, że tak powiem 'wzięłaś' sobie kawałek mojej mocy, jeśli się zastanawiasz jak to zdobyłaś. Uważam, że zasługujesz więc nie będę ci jej odbierał. Z jej używaniem wiąże się pewne ryzyko, ale o tym innym razem. Potrzeba czasu, żeby twoje ciało się przyzwyczaiło. A teraz wybaczcie.. - zachwiał się i ponownie usiadł i zasłonił twarz rękoma, milknąc

- Boska moc? - powtórzyła za nim, jednak spojrzenie utkwiła w malejącej coraz bardziej w oddali sylwetce brata. Nie ruszyła się jednak z miejsca. Wiedziała, że nie ma sensu znów za nim gonić. Tylko wprowadziłaby go w złość. Do tego nie wiadomo jak zareagowałby Luk. Poza tym musiałaby jakoś minąć zbliżających się Alchemików. Podeszła do Zaia podając mu rękę, tak aby łatwiej było mu się podnieść. Ciepła dłoń maga objęła jej drobne palce - więc to tak wygląda koniec tego Alchemika... - spojrzała na grudkę piachu - Zet nie wydaje się zadowolony. - Westchnęła, zwracając się do Kapitana - Luk jesteś pewien, że dasz sobie radę z tym wszystkim sam? Może powinnam...

Tylko się uśmiechnął tym swoim zawadiackim uśmiechem, poprawiając okulary - idźcie już. Tak będzie najlepiej. Ja jakoś to ogarnę. Zabierz go stąd Noki, dopóki nie dojdzie do siebie - Luk spojrzał na brata. Ten jednak od razu zaoponował

- Potrafię sam o siebie zadbać~ Nic mi nie będzie

- Nie wątpię. Tamtędy będzie chyba najszybciej - wskazał im nowo powstały wyłom. Przez chwilę patrzył jak znikają w cieniu. Odetchnął głębiej, odwracając się w stronę zbliżających się oddziałów

- Kapitanie Luka! - Zawołał ktoś z ulgą widząc dowódcę przy życiu. Luk wyprostował się, przyjmując żołniersko-urzędowy ton

- Witajcie, wydaje się, że zostaliśmy zaskoczeni.Kopalnia została opanowana przez nieznaną mi grupę terrorystyczną. Nasze oddziały zostały otoczone i wybite, jednakże.... - Oddalił się, referując przebieg