niedziela, 22 października 2017

Słońce kołysze się w letnie dni


Powoli podniosła powieki. Spojrzenie zielonych oczu skierowała na sufit z drewnianych belek. Wciągnęła głęboko do płuc powietrze przesycone zapachem piekącego się chleba, po czym westchnęła. Nakryła się szczelniej kołdrą, chcąc złapać jeszcze te resztki przyjemnego rozleniwienia, nim zmuszona będzie wstać. Wyciągnęła ręce przed siebie, przeciągając się. Otwarła buzię, ziewając przeciągle. Następnie zwlokła się z łóżka. Podłoga, choć drewniana, była dość chłodna. Ranek w Tir Chonail był bardzo rześki. Chłód płynący od rzeki przyjemnie budził zmysły. Dziewczynka umyła się szybko, przebrała w coś, co znalazła w szafie i wyszła na zewnątrz. Mieszkała u Caitin.Przestąpiła właśnie próg jej piekarni, machając jej wesoło. Już czekały na nią ciepła jeszcze chałka i kakao. Noki usiadła przy stoliku, a Cait podała jej śniadanie. Dziewczynka szybko wzięła się za pałaszowanie go.

- Cait! - zawołała z buzią pełną słodkiej bułki - Twoje wypieki są niesamowite!!! - Oczy błyszczały jej nieukrywaną radością. Kobieta tylko zmierzwiła jej rude włosy. Kochała tę trzynastolatkę jak własną córkę.

- Jedz Noki, bo dziś czeka cię ciężki dzień. - Usiadła obok niej - Wczoraj mówiłaś, że Kapitan Luka ze swym oddziałem schodzi do Shadow Realmu, prawda? A do Taillteann daleka droga, a ktoś mi jeszcze obiecał, że nazbiera jajek - pstryknęła ją nieznacznie w zadarty nosek.

- Tak tak Cait! Pamiętam. Zaraz pójdę po jajka, i wezmę mleko, a potem, potem ruszę do Tail! - wypiła szybko kakao, odstawiając nieco zbyt mocno kubek na stół. - Myślisz, że Kapitan zmierzy się znów z Fomorami? Na pewno wróci zwycięsko! On zawsze wygrywa. Kiedyś wstąpię do RA! - Cait tylko się roześmiała, całując dziewczynkę w policzek.

- Oczywiście Noki. Z taką pewnością siebie, gdy tylko osiągniesz odpowiedni wiek, na pewno wstąpisz do oddziału Kapitana i inne dzieci będą spoglądać na ciebie z zazdrością.

- Nie jestem dzieckiem Cait - mruknęła, ale nie umiała się długo boczyć, więc uśmiech szybko wykwitł znów na jej twarzy. Wybiegła z piekarni, kierując się w stronę banku, gdzie gdacząc posilały się kury. Było słonecznie, choć chłodno. Noki czuła, że palce jej nieco sztywnieją, gdy przeszukiwała wilgotną wciąż jeszcze od porannej rosy trawę, w poszukiwaniu jajek. Prędko uzbierała całą kobiałkę. Wbiegła do piekarni, postawiwszy ją na dębowym blacie i jeszcze szybciej wybiegła. Pędziła ile miała sił w nogach. Wiatr rozwiewał jej rude włosy. Minęła skrzyżowanie w Dugald Aisle, kierując się w stronę kamieniołomów Sliab. Odgłos kilofów głuchym jękiem wypełniał dolinę, ale tym razem Noki nie miała czasu zatrzymać się i patrzeć jak alchemicy wydłubywali cenne kawałki skały z bogatych złóż. Stanęła na chwilę przed bramami Tailteann, usiłując złapać oddech. Czasu było niewiele. Za chwilę Kapitan z oddziałem ruszą w stronę altaru. Puściła się więc znów biegiem przed siebie. Eabha zawołał ją, ale zdawała się go nie zauważać. Przecięła miasto niczym ruda strzała, wybiegając zachodnią bramą. Wtedy zatrzymała się. Nogi się pod nią ugięły, gdy oko w oko stanęła z czarnym wilkiem. Te z reguły nie atakowały ludzi, jednak Noki na ich widok wpadała w panikę. Nie potrafiła przypomnieć sobie zdarzenia, które budziło w niej ten mrożący strach. Teraz także stała blada niczym ściana, spoglądając w oczy ogromnego basiora. Szczeknął w jej kierunku. Dziewczynka zacisnęła powieki, kuląc się w sobie. Już już widziała oczyma wyobraźni ogromne białe zębiska, zbliżające się w jej kierunku. Krzyknęła. Wtedy usłyszała, że wilk ucieka. Wciąż jeszcze drżąca ze strachu, podniosła się z ziemi, na której klęczała. Po bestii nie było śladu. Odetchnęła z ulgą. Wtedy uszu jej doszły wiwaty. Alchemicy już byli. Z zacięciem na twarzy wbiegła na polanę, na której stał altar. Ludzie zasłaniali cały widok. Próbowała się przepchnąć, by móc popatrzeć jak schodzą na dół, ale nikt nie chciał jej przepuścić. Wdrapała się więc na pobliskie drzewo. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy zobaczyła ich. Kapitan jechał jako pierwszy, minę miał zaciętą, oczy przymrużone. Dziewczynka była pod wrażeniem oddziału, jego siły. Wierzyła, że wrócą z nowymi informacjami na temat fomorów, a być może i po zwycięskiej walce! Było ich ośmiu. Ośmiu Królewskich Alchemików. Ale z zaskoczeniem spostrzegła także, że towarzyszył im ekscentryczny mag... Dyrektor szkoły w Dunbarton, Zailen - Mistrz Magii Lodu, a także Fioletowa Czarownica, o której niewielu słyszało, bynajmniej poza plotkami o tym, że istnieje. Znana była prawdopodobnie pod imieniem Dennou. Noki aż zamrugała oczami. Więc szykowała się jakaś poważniejsza misja. Chciała wierzyć, że i ona kiedyś, gdy osiągnie siedemnaście lat dołączy do oddziału Kapitana Luka, i będzie mogła zejść do drugiej rzeczywistości. Miała wrażenie, że jest tam coś co pomoże zrozumieć nawiedzające ją od czasu do czasu dziwne sny...