- Nigdy nie jadłaś ziemniaka? – spytał chłodno nie
spuszczając z niej bacznego spojrzenia. Podszedł do swojego kołczanu,
wyciągając jedną ze strzał. Przyglądał się jej dłuższą chwilę gładząc miękkie
lotki. Dziewczynka pochyliła głowę niziutko. Ramiona miała przygarbione. Dłonie
splecione razem. Zet… JEJ Zet był zły… na nią… na pewno na nią. To ona pytała.
Ale…
- Przepraszam Zet.. – jęknęła starając się być silna. Nie
chciała płakać. – ja.. nigdy nie jadłam ziemniaka… Nie bądź na mnie zły.. ja.. teraz.. wiem jak
smakuje… - spojrzała na niego, ale szybko znów spuściła wzrok, patrząc na swoje
buciki. Zet był blady niczym ściana
- Jesteś Fomorem…. – szepnął – to jakaś drwina! Jesteś
FOMOREM!
Noki chciała cos powiedzieć, ale gdy tylko otworzyła usta,
zamknęła je na powrót. Nie potrafiła spojrzeć na Zeta – mama mi mówiła… że
jestem człowiekiem.. – powiedziała cicho – mama mówiła… mama…. Ma… - znów
zaczęła płakać. To jakby otrzeźwiło nieco chłopaka. Podszedł do niej, kładąc
jej dłoń na głowie.
- No już… nie płacz.. nie powinienem krzyczeć na ciebie –
przyciągnął małą do siebie, wierzchem rękawa ocierając jej łzy – no już… patrz
co tu mam dla ciebie – podał dziewczynce figurkę żurawia, którą kiedyś składał
z papieru. Noki troszkę się uspokoiła, gładząc dziobek ptaszka
- Zet? – spytała cichutko
-hm?
- będziesz moim braciszkiem? – spojrzała na niego ufnie
-… - nie odpowiedział. Noki patrzyła na księżyc, który
wymknął się spomiędzy chmur. Dłuższą chwilę panowała między nimi cisza.
Dziewczynka od czasu do czasu zerkała w stronę chłopaka, ten jednak uparcie
milczał, nie patrząc nawet w jej kierunku. Walczył ze sobą. Wiedział, że
przegra tę batalię. Już przegrał. „Morrighan, dlaczego.. dlaczego karzesz w ten
sposób swego wiernego sługę?” – myślał gorączkowo. W końcu jednak musiał
skapitulować.
- Będę – powiedział szybko, jakby przyznawał się do porażki
– Będę Noki. Ale teraz chodź już.. muszę cię stąd zabrać.
Spakował się szybko, sadzając dziewczynkę na strusia. Sam
usadowił się za nią. Noki oparła się o niego – trzymaj się mocno. Czeka nas
daleka droga… - rzucił. Po dłuższym czasie dotarli do Tir Chonaill. Noki była
zachwycona. Zet zostawił ją więc przy Zaptorrze, sam zaś udał się do Duncana.
Rozmawiali dłuższą chwilę.
- Jest Sukkubem – Starszy wioski powtórzył po raz kolejny
- Nie mam co z nią zrobić.
- Ale to Fomor. Jak sobie wyobrażasz, że Fomor będzie żył
wśród ludzi?
- Do niczego nie dojdzie. To tylko dziecko
- Każde dziecko dorasta Zetsu…
- To czego ode mnie oczekujesz? – warknął Łucznik. - Zabij
ją jak nie masz sumienia!
Duncan westchnął – nie będę jej uczył walczyć jak
pozostałych. Gdy tylko zapragnie sięgnąć po broń usunę ją z wioski.
- Niech pomaga przy kurach, owcach… - Łucznik skinął głową, przystając na
propozycję.
- Zacznie pytać. Wiesz, że będzie…
- Niech doi krowy! – krzyknął. - Nie musi być jak inni! Jesteś mi to winny
Duncanie! Tę jedna przysługę
Dziewczynka głaskała strusia, karmiąc go znalezionymi
jagodami, podniosła się, gdy Zet wyszedł z chaty. Z uśmiechem pobiegła do
niego, podnosząc ręce, by wziął ją w ramiona. Zet tego jednak jakby nie
zauważył. Dosiadł szybko strusia, dopiero w tym momencie zaszczycając
dziewczynkę spojrzeniem
- Słuchaj się Duncana i bądź grzeczna. Ja musze jechać –
szybko odwrócił wzrok. Był wściekły. Czy to możliwe, że magia Sukkuba działa
już u tak małego dziecka? A może naprawdę przywiązał się do tego malucha?
- Ale.. ale… - głos Noki zaczął się łamać – ale wrócisz do
mnie Zet? Ja… nie mam nikogo oprócz ciebie…
- Słuchaj się starszych Noki! – odpowiedział nieco ostrzej
niż zamierzał. – czekaj na mnie. Kiedyś przyjadę. – spiął strusia ruszając
pędem, nie odwracając się za siebie. Dziewczynka została sama…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz