Luk zręcznym ruchem podniósł się z zimnego podłoża kopalni, a potem otrzepał ubranie z kurzu uniesionego przez falę uderzeniową. Okulary zatrzymały większość pyłu przed dostaniem się do jego oczu, więc w miarę szybko namierzył wszystkie postacie wokół niego. - Spodziewałem się czegoś lepszego po wielkim dyrektorze szkoły w Dun - zwrócił się spokojnie do Zaila, otrzepując rękawy cressidy - To był twój plan? Podsunąć mu moc bogów pod nos?
- No wiesz... - Mag machnął ręką, wywołując słabą falę uderzeniową, która rozproszyła pył - mój plan z początku miał wyglądać trochę inaczej... ale ten pomysł wydawał się tak durny, że aż mógł zadziałać... I jak mówiłem, jedynym problemem było nieposiadanie prawdziwej duszy... W końcu się rozpadł i przestał mnie słuchać - otrzepał się z kurzu - tym razem powinniśmy mieć przewagę, gdybyśmy tylko rozmrozili Noki... i pozbyli tych kilkudziesięciu osiłków w miarę szybko - zwrócił się do Zeta - dowiedziałeś się może czegoś jak szedłeś drugą drogą?
Zet został odepchnięty na kilka metrów od źródła wybuchu. Podparł się rękoma i patrzył w pustkę. Nie dowierzał w to co się stało, po raz kolejny jego plan okazał się niewypałem. Jak przez mgłę widział sylwetki wroga i sojuszników. Przebudził go dopiero głos Zailena - Widziałem tylko śmierć. Strażnicy, inżynierzy i alchemicy.. wszyscy martwi. - wreszcie dojrzał zamrożoną postać i skojarzył to co mag mówił wcześniej - Noki... NOKOMIS! - zerwał się na równe nogi i z gołymi pięściami biegł na Resenliana - Znalazła go - pomyślał - nie była w stanie spokojnie usiedzieć. Cholera, to moja wina, powinienem to sam załatwić od początku do końca. - Aaaaaaaaaa! - wpadł w furię, biegł szybko, szybciej niż kiedykolwiek. - Giń! - Zet skoczył na alchemika i w locie wytworzył kilka tymczasowych klonów, które jeden po drugim uderzały pół-boga. Żadne uderzenie nie wywarło na nim jakiegokolwiek efektu, wciąż stał jak posąg, niewzruszony. Zet patrzył mu prosto w oczy z dzikością i furią w duszy.
- Zet! Cholera! - wrzasnął elf. Najgorszy możliwy scenariusz stal się rzeczywistością. Resenlian dostał to czego chciał, Zet wpadł we wściekłość, a wszyscy obecni w kopalni przed napadem są martwi - Luk! March song! - mag zerwał się do biegu, kierując się w stronę zamarzniętej Nokomiis. Wspomógł się dodatkowo magią, wiec zaczął z ogromną prędkością sunąć ponad ziemią.
Hej! - Luk nie wierzył własnym oczom - - Ugh, co za ludzie! Złapał za instrument. Czerwone oko Sundaya, które ludzie często mylą ze zwykłą mandoliną, wypuściło obłok czerwono-czarnego dymu. Poczuł gniew. Jeśli jego podwładni naprawdę są martwi... nie, w końcu to RA, nie daliby się zabić tak łatwo. Spokój. Liczyłem, że jednak nie będę musiał tego tutaj używać... - położył dłoń na strunach i zaczął grać głośną, skoczną melodię. Zauważył jak mag przemknął obok niego z piekielną prędkością. Ziemia po usłyszeniu pieśni wydawała się bardziej miękka. Alch pobiegł za elfem tempem sportowca.
Mag pod wpływem prędkości zmrużył oczy. Dzięki przyspieszeniu jakie otrzymał od alchemika..czy też barda, dotarł do celu po kilku sekundach. Kompletnie ignorując pracowników wroga, elf zaczął w pośpiechu recytować zaklęcie. Wokół figury pojawiły się 4 emblemy z których zaczął wydobywać się ogień skierowany ku środkowi. Przypominało to flame bursty, jednak siła ognia była o wiele, wiele niższa. Po kilku sekundach większość lodu stopniała, więc mag przerwał zaklęcie by nie uszkodzić dziewczyny.
Czuła przyjemne ciepło, panujące wokół jej osoby. Czyżby w końcu wystawiła twarz na cudowne działanie promieni słonecznych? Chciała otworzyć oczy, ale wówczas zdała sobie sprawę z tego, że są otwarte. Dlaczego więc nic nie widziała? Serce powinno bić szybciej ze strachu, ale ono stało... Co się działo? Gdzie była? Tylko to ciepło, coraz bliższe i coraz bardziej gorące. Poruszyła dłonią. Udało się. Zamknęła oczy. Gdy je na powrót otwarła zobaczyła scenę jakiej nie chciałaby zobaczyć. Zet walczył z Resenlianem, wykorzystując swoje najlepsze umiejętności. Gdzieś dalej stał Luka, wygrywając melodię, która sprawiała, że jej zmrożona krew szybciej wracała do biegu. Obok niej był Zai. Skupiony wykonujący jakieś dziwne znaki. Atmosfera napięcia dawała się wyczuć nawet przez skórę. Noki spojrzała w oczy maga. Przypomniała sobie co zaszło. "przepraszam" - szepnęło jej spojrzenie. - "tak bardzo chciałam go zniszczyć. Za to co mi zrobił". Nagle jej twarz pobladła. Wprawnym ruchem, pokonując osłabienie, załadowała niebieską kulkę do pozostałego jej jeszcze rebisa i wypaliła, zabijając na miejscu jednego z ludzi Resenliana, który już zamachnął się oburęcznym mieczem, chcąc odciąć magowi głowę. Broń z brzękiem upadła na ziemię. Znów zrobiło się ciemno.... chłodno.... Noki zamknęła oczy, osuwając się na klepisko kopalni.
- Guh.. w tym chaosie nie mogę się skupić na wyleczeniu jej - Mag rozejrzał się wokół rozbieganym wzrokiem. Obok niego leżał martwy człowiek, natomiast wokół roiło się od innych pracowników, którzy pędzili w stronę maga z żądzą mordu - nie mogę używać żadnych potężnych zaklęć pod ziemią, albo kopalnia się zawali - pomyślał. W pośpiechu wyciągnął mały flakonik z fioletową cieczą (full recov pot) i wlał jego zawartość w usta dziewczyny - budź się szybko.. te rzeczy nie są łatwe do zdobycia - odgarnął jej grzywkę z czoła badając temperaturę ciała. Wstał i zobaczył jak chmara wrogów jest już paręnaście metrów od niego - chyba nie mam wyboru.. - Druid zamknął oczy, wziął głęboki wdech i rozluźnił ciało. W pełni skupiając się na otoczeniu oraz manie, która była wszędzie i we wszystkich, był w stanie poczuć "fale". Każdy ruch czy zaklęcie powodowało zakłócenie naturalnych fal. Czuł jak nadciąga coś potężnego w kierunku jego klatki piersiowej. Fala wywołana mieczem odepchnęła maga delikatnie na bok. Wróg w zaskoczeniu zrobił krok do tyłu, co Zai wykorzystał. Podążając kolejną falą, ręka maga uzbrojona w merlin knuckle uderzyła podbródek agresora pozbawiając go przytomności - hmm.. Mieczem powinno być łatwiej.. - wyrwał mu miecz z ręki zanim ten padł na ziemię. Poczuł kolejną falę eterycznej many. Ponownie został delikatnie odepchnięty na bok, unikając strzały. Można by to porównać do małego lista płynącego rzeką. Idąc z jej prądem naturalnie omijał przeszkody. Zbliżały się następne postacie. Jedne szybsze od drugich, zapewne elfy. Para szybszych wycelowała mieczami w jego szyję, tworząc falę w kształcie X. Druid delikatnie pchnięty, przykucnął i machnął mieczem od lewej do prawej. Nie wkładając w to specjalnie dużo siły, poczuł jak miecz gładko przechodzi przez ciało jednego, a potem drugiego wroga, zabijając obu na miejscu. Cała ta koncentracja oraz 'jedność' pożerała jego zasoby many - muszę ich szybko załatwić.. - poleciał z ogromną prędkością i płynnością by zmasakrować następnych wrogów.
Młody Kapitan mimo, że był bardzo sprawny fizycznie, nie dorównywał prędkością Elfowi. Zanim Luk dobiegł do maga i lodowej statui, trasa została odcięta przez najemników. Około pięciu stanęło naprzeciw alchemika. - Um, na mocy dekretu wydanego przez królestwo Aliech zostajecie oskarżeni o popełnienie ludobójstwa i działanie na szkodę państwa - rzucił - Macie prawo zachować milczenie
Wrogów bardzo to rozbawiło. Luk wzruszył tylko ramionami. - Spróbować zawsze można - Założył instrument z powrotem na plecy. Demon wydał z siebie cichy jęk, jakby wiedział, że nie jest już potrzebny. Młody Alchemik zupełnie nie miał pojęcia co tu się dzieje. W każdym razie trzeba poinformować o tym królową. Spostrzegł, że jeden z pracowników Resenliana ładuje kuszę. Nie warto marnować na nich amunicji ani czasu. Założył cylinder i swój Rebis. - Czasu, huh? - Skupił się na otoczeniu . Tylko nieliczni wiedzą, że alchemia poza przemianą elementów i transmutowaniem materialnych przedmiotów potrafi wpływać na żywe(z tego wynikły homoculusy), a nawet abstrakcyjne obiekty. Oryginalni 4 Vate o tym wiedzieli. Dlatego ta wiedza jest bardzo ograniczona u większości alchemików, również w królewskich szeregach. Właśnie na jedną z takich rzeczy chciał teraz wpłynąć Luka. Skupił elementarną energię. Czas. Poczuł jak wszystko spowalnia, a dźwięki zlewają się w masę o wysokim tonie. Musi się śpieszyć. Nie bez powodu ta technika jest dostępna tylko dla nielicznych. Szybkimi ruchami uderzył całą piątkę w tył szyi. Widzieli, co alchemik planuje zrobić, ale nie byli w stanie zareagować. Po upływie paru chwil zaczął ciężko dyszeć. - 16 sekund... nawet nie połowa rekordu - powiedział sam do siebie i patrzył jak najemnicy padają w tym samym momencie na chłodną ziemię - Ale i tak nie będę mógł tego użyć przez następne parę dobrych minut
Pobiegł do rozmrożonej osoby. Zdmuchnął pozostałych wrogów wokół niej wind blastem Nie był w stanie rozpoznać zamarzniętej dziewczyny. - Hej, taka nagła zmiana temperatury może jej zaszkodzić - krzyknął do maga. Przywołał dywan i wyciągnął z dużego plecaka koc, następnie przykrył dziewczynę. Spostrzegł działania eliksiru, który został jej podany przez maga, ponieważ większość odmrożeń znikła.
Resenlian był w tym czasie zbyt podekscytowany nową mocą aby zająć się innymi przeciwnikami. Całą uwagę skupił na przetestowaniu nowego golema na doplerze. Alchemik odpalił cylinder, powstał szmaragdowy golem wielkością dorównujący tym z Ceo. Zet miał mało czasu, gdyż wielka sterta kamieni pędziła prosto na niego. Pod ręką miał jedynie pożyczony łuk i magiczną strzałę ale nie był w stanie się przygotować. - GGRRRRRAAAAA!!! - ciało doppelgangera stawało się coraz większe, przeistaczało i nabierało dziwacznych kształtów. Resenlian patrzył z niedowierzaniem na swój twór, z uśmiechem i łzami w oczach.
- Wiedziałem! Jednak nie jesteś zepsuty! Hahahhaha. Proszę państwa oto doppelganger doskonały! Stworzony z człowieka jest w stanie przybierać dowolną formę! - zastygł w miejscu, chwilę później spojrzał złowrogo na smoka mniej więcej tej samej wielkości co golem - Oszukałeś mnie. Nieładnie Ekharcie. Ale świadomość stworzenia czegoś na wzór doppelgangera i shapeshiftera jest bardzo satysfakcjonująca. Szkoda że muszę cię teraz zniszczyć. - golem ruszył na Zeta z pełną mocą, blokując swoje kończyny przypominające ręce o uzbrojone w pazury silne smocze łapy.
- Czekałem z tym specjalnie na taką okazję. - Zet odpowiedział głosem pradawnych smoków i zionął błękitnym płomieniem we wrogów, nie czyniąc im jednak większej szkody.
Gdy Luk otulił Alchemiczkę ciepłym kocem, otwarła oczy spoglądając na niego półprzytomnie. Chłodną dłonią ujęła jego nadgarstek.
- Zet? Gdzie jest mój brat? Proszę zabierz mnie do brata... - szepnęła, na powrót osuwając się w ciemność
Zai usiłował rozeznać w sytuacji. - Co się tu.. Najpierw jakieś dziwne zakrzywienie czasoprzestrzeni, a teraz jakaś olbrzymia istota pojawiła się na miejscu Zeta - pomyślał. Elf skrócił o głowę ostatniego wroga znajdującego się przy nim i otworzył oczy, przerywając jedność ze światem. Jego oczom ukazały się sterty martwych lub nieprzytomnych osób oraz smok mierzący się z golemem. Chwilę zastanowił się skąd się tu mógł wziąć smok, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Przyuważył Luka kucającego przy dziewczynie i popędził w jego kierunku - Co się tu odwala?! I co z nią?
- No wiesz... - Mag machnął ręką, wywołując słabą falę uderzeniową, która rozproszyła pył - mój plan z początku miał wyglądać trochę inaczej... ale ten pomysł wydawał się tak durny, że aż mógł zadziałać... I jak mówiłem, jedynym problemem było nieposiadanie prawdziwej duszy... W końcu się rozpadł i przestał mnie słuchać - otrzepał się z kurzu - tym razem powinniśmy mieć przewagę, gdybyśmy tylko rozmrozili Noki... i pozbyli tych kilkudziesięciu osiłków w miarę szybko - zwrócił się do Zeta - dowiedziałeś się może czegoś jak szedłeś drugą drogą?
Zet został odepchnięty na kilka metrów od źródła wybuchu. Podparł się rękoma i patrzył w pustkę. Nie dowierzał w to co się stało, po raz kolejny jego plan okazał się niewypałem. Jak przez mgłę widział sylwetki wroga i sojuszników. Przebudził go dopiero głos Zailena - Widziałem tylko śmierć. Strażnicy, inżynierzy i alchemicy.. wszyscy martwi. - wreszcie dojrzał zamrożoną postać i skojarzył to co mag mówił wcześniej - Noki... NOKOMIS! - zerwał się na równe nogi i z gołymi pięściami biegł na Resenliana - Znalazła go - pomyślał - nie była w stanie spokojnie usiedzieć. Cholera, to moja wina, powinienem to sam załatwić od początku do końca. - Aaaaaaaaaa! - wpadł w furię, biegł szybko, szybciej niż kiedykolwiek. - Giń! - Zet skoczył na alchemika i w locie wytworzył kilka tymczasowych klonów, które jeden po drugim uderzały pół-boga. Żadne uderzenie nie wywarło na nim jakiegokolwiek efektu, wciąż stał jak posąg, niewzruszony. Zet patrzył mu prosto w oczy z dzikością i furią w duszy.
- Zet! Cholera! - wrzasnął elf. Najgorszy możliwy scenariusz stal się rzeczywistością. Resenlian dostał to czego chciał, Zet wpadł we wściekłość, a wszyscy obecni w kopalni przed napadem są martwi - Luk! March song! - mag zerwał się do biegu, kierując się w stronę zamarzniętej Nokomiis. Wspomógł się dodatkowo magią, wiec zaczął z ogromną prędkością sunąć ponad ziemią.
Hej! - Luk nie wierzył własnym oczom - - Ugh, co za ludzie! Złapał za instrument. Czerwone oko Sundaya, które ludzie często mylą ze zwykłą mandoliną, wypuściło obłok czerwono-czarnego dymu. Poczuł gniew. Jeśli jego podwładni naprawdę są martwi... nie, w końcu to RA, nie daliby się zabić tak łatwo. Spokój. Liczyłem, że jednak nie będę musiał tego tutaj używać... - położył dłoń na strunach i zaczął grać głośną, skoczną melodię. Zauważył jak mag przemknął obok niego z piekielną prędkością. Ziemia po usłyszeniu pieśni wydawała się bardziej miękka. Alch pobiegł za elfem tempem sportowca.
Mag pod wpływem prędkości zmrużył oczy. Dzięki przyspieszeniu jakie otrzymał od alchemika..czy też barda, dotarł do celu po kilku sekundach. Kompletnie ignorując pracowników wroga, elf zaczął w pośpiechu recytować zaklęcie. Wokół figury pojawiły się 4 emblemy z których zaczął wydobywać się ogień skierowany ku środkowi. Przypominało to flame bursty, jednak siła ognia była o wiele, wiele niższa. Po kilku sekundach większość lodu stopniała, więc mag przerwał zaklęcie by nie uszkodzić dziewczyny.
Czuła przyjemne ciepło, panujące wokół jej osoby. Czyżby w końcu wystawiła twarz na cudowne działanie promieni słonecznych? Chciała otworzyć oczy, ale wówczas zdała sobie sprawę z tego, że są otwarte. Dlaczego więc nic nie widziała? Serce powinno bić szybciej ze strachu, ale ono stało... Co się działo? Gdzie była? Tylko to ciepło, coraz bliższe i coraz bardziej gorące. Poruszyła dłonią. Udało się. Zamknęła oczy. Gdy je na powrót otwarła zobaczyła scenę jakiej nie chciałaby zobaczyć. Zet walczył z Resenlianem, wykorzystując swoje najlepsze umiejętności. Gdzieś dalej stał Luka, wygrywając melodię, która sprawiała, że jej zmrożona krew szybciej wracała do biegu. Obok niej był Zai. Skupiony wykonujący jakieś dziwne znaki. Atmosfera napięcia dawała się wyczuć nawet przez skórę. Noki spojrzała w oczy maga. Przypomniała sobie co zaszło. "przepraszam" - szepnęło jej spojrzenie. - "tak bardzo chciałam go zniszczyć. Za to co mi zrobił". Nagle jej twarz pobladła. Wprawnym ruchem, pokonując osłabienie, załadowała niebieską kulkę do pozostałego jej jeszcze rebisa i wypaliła, zabijając na miejscu jednego z ludzi Resenliana, który już zamachnął się oburęcznym mieczem, chcąc odciąć magowi głowę. Broń z brzękiem upadła na ziemię. Znów zrobiło się ciemno.... chłodno.... Noki zamknęła oczy, osuwając się na klepisko kopalni.
- Guh.. w tym chaosie nie mogę się skupić na wyleczeniu jej - Mag rozejrzał się wokół rozbieganym wzrokiem. Obok niego leżał martwy człowiek, natomiast wokół roiło się od innych pracowników, którzy pędzili w stronę maga z żądzą mordu - nie mogę używać żadnych potężnych zaklęć pod ziemią, albo kopalnia się zawali - pomyślał. W pośpiechu wyciągnął mały flakonik z fioletową cieczą (full recov pot) i wlał jego zawartość w usta dziewczyny - budź się szybko.. te rzeczy nie są łatwe do zdobycia - odgarnął jej grzywkę z czoła badając temperaturę ciała. Wstał i zobaczył jak chmara wrogów jest już paręnaście metrów od niego - chyba nie mam wyboru.. - Druid zamknął oczy, wziął głęboki wdech i rozluźnił ciało. W pełni skupiając się na otoczeniu oraz manie, która była wszędzie i we wszystkich, był w stanie poczuć "fale". Każdy ruch czy zaklęcie powodowało zakłócenie naturalnych fal. Czuł jak nadciąga coś potężnego w kierunku jego klatki piersiowej. Fala wywołana mieczem odepchnęła maga delikatnie na bok. Wróg w zaskoczeniu zrobił krok do tyłu, co Zai wykorzystał. Podążając kolejną falą, ręka maga uzbrojona w merlin knuckle uderzyła podbródek agresora pozbawiając go przytomności - hmm.. Mieczem powinno być łatwiej.. - wyrwał mu miecz z ręki zanim ten padł na ziemię. Poczuł kolejną falę eterycznej many. Ponownie został delikatnie odepchnięty na bok, unikając strzały. Można by to porównać do małego lista płynącego rzeką. Idąc z jej prądem naturalnie omijał przeszkody. Zbliżały się następne postacie. Jedne szybsze od drugich, zapewne elfy. Para szybszych wycelowała mieczami w jego szyję, tworząc falę w kształcie X. Druid delikatnie pchnięty, przykucnął i machnął mieczem od lewej do prawej. Nie wkładając w to specjalnie dużo siły, poczuł jak miecz gładko przechodzi przez ciało jednego, a potem drugiego wroga, zabijając obu na miejscu. Cała ta koncentracja oraz 'jedność' pożerała jego zasoby many - muszę ich szybko załatwić.. - poleciał z ogromną prędkością i płynnością by zmasakrować następnych wrogów.
Młody Kapitan mimo, że był bardzo sprawny fizycznie, nie dorównywał prędkością Elfowi. Zanim Luk dobiegł do maga i lodowej statui, trasa została odcięta przez najemników. Około pięciu stanęło naprzeciw alchemika. - Um, na mocy dekretu wydanego przez królestwo Aliech zostajecie oskarżeni o popełnienie ludobójstwa i działanie na szkodę państwa - rzucił - Macie prawo zachować milczenie
Wrogów bardzo to rozbawiło. Luk wzruszył tylko ramionami. - Spróbować zawsze można - Założył instrument z powrotem na plecy. Demon wydał z siebie cichy jęk, jakby wiedział, że nie jest już potrzebny. Młody Alchemik zupełnie nie miał pojęcia co tu się dzieje. W każdym razie trzeba poinformować o tym królową. Spostrzegł, że jeden z pracowników Resenliana ładuje kuszę. Nie warto marnować na nich amunicji ani czasu. Założył cylinder i swój Rebis. - Czasu, huh? - Skupił się na otoczeniu . Tylko nieliczni wiedzą, że alchemia poza przemianą elementów i transmutowaniem materialnych przedmiotów potrafi wpływać na żywe(z tego wynikły homoculusy), a nawet abstrakcyjne obiekty. Oryginalni 4 Vate o tym wiedzieli. Dlatego ta wiedza jest bardzo ograniczona u większości alchemików, również w królewskich szeregach. Właśnie na jedną z takich rzeczy chciał teraz wpłynąć Luka. Skupił elementarną energię. Czas. Poczuł jak wszystko spowalnia, a dźwięki zlewają się w masę o wysokim tonie. Musi się śpieszyć. Nie bez powodu ta technika jest dostępna tylko dla nielicznych. Szybkimi ruchami uderzył całą piątkę w tył szyi. Widzieli, co alchemik planuje zrobić, ale nie byli w stanie zareagować. Po upływie paru chwil zaczął ciężko dyszeć. - 16 sekund... nawet nie połowa rekordu - powiedział sam do siebie i patrzył jak najemnicy padają w tym samym momencie na chłodną ziemię - Ale i tak nie będę mógł tego użyć przez następne parę dobrych minut
Pobiegł do rozmrożonej osoby. Zdmuchnął pozostałych wrogów wokół niej wind blastem Nie był w stanie rozpoznać zamarzniętej dziewczyny. - Hej, taka nagła zmiana temperatury może jej zaszkodzić - krzyknął do maga. Przywołał dywan i wyciągnął z dużego plecaka koc, następnie przykrył dziewczynę. Spostrzegł działania eliksiru, który został jej podany przez maga, ponieważ większość odmrożeń znikła.
Resenlian był w tym czasie zbyt podekscytowany nową mocą aby zająć się innymi przeciwnikami. Całą uwagę skupił na przetestowaniu nowego golema na doplerze. Alchemik odpalił cylinder, powstał szmaragdowy golem wielkością dorównujący tym z Ceo. Zet miał mało czasu, gdyż wielka sterta kamieni pędziła prosto na niego. Pod ręką miał jedynie pożyczony łuk i magiczną strzałę ale nie był w stanie się przygotować. - GGRRRRRAAAAA!!! - ciało doppelgangera stawało się coraz większe, przeistaczało i nabierało dziwacznych kształtów. Resenlian patrzył z niedowierzaniem na swój twór, z uśmiechem i łzami w oczach.
- Wiedziałem! Jednak nie jesteś zepsuty! Hahahhaha. Proszę państwa oto doppelganger doskonały! Stworzony z człowieka jest w stanie przybierać dowolną formę! - zastygł w miejscu, chwilę później spojrzał złowrogo na smoka mniej więcej tej samej wielkości co golem - Oszukałeś mnie. Nieładnie Ekharcie. Ale świadomość stworzenia czegoś na wzór doppelgangera i shapeshiftera jest bardzo satysfakcjonująca. Szkoda że muszę cię teraz zniszczyć. - golem ruszył na Zeta z pełną mocą, blokując swoje kończyny przypominające ręce o uzbrojone w pazury silne smocze łapy.
- Czekałem z tym specjalnie na taką okazję. - Zet odpowiedział głosem pradawnych smoków i zionął błękitnym płomieniem we wrogów, nie czyniąc im jednak większej szkody.
Gdy Luk otulił Alchemiczkę ciepłym kocem, otwarła oczy spoglądając na niego półprzytomnie. Chłodną dłonią ujęła jego nadgarstek.
- Zet? Gdzie jest mój brat? Proszę zabierz mnie do brata... - szepnęła, na powrót osuwając się w ciemność
Zai usiłował rozeznać w sytuacji. - Co się tu.. Najpierw jakieś dziwne zakrzywienie czasoprzestrzeni, a teraz jakaś olbrzymia istota pojawiła się na miejscu Zeta - pomyślał. Elf skrócił o głowę ostatniego wroga znajdującego się przy nim i otworzył oczy, przerywając jedność ze światem. Jego oczom ukazały się sterty martwych lub nieprzytomnych osób oraz smok mierzący się z golemem. Chwilę zastanowił się skąd się tu mógł wziąć smok, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Przyuważył Luka kucającego przy dziewczynie i popędził w jego kierunku - Co się tu odwala?! I co z nią?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz