Wiem, że ten obrazek nijak ma się do opka, ale nie mogłam się powstrzymać ;P
- jest źle z nią. Ten Elfi mag, który ją tu przyprowadził.. Nie ma w niej równowagi Taronerze - Krug westchnął, wplótłszy palce w rudą gęstą brodę - Chaos znów objął jej umysł w posiadanie. Tym razem jednak głębiej wbił swe pazury. To jedynie powłoka wypełniona szaleństwem. Jeden błąd i rozpęta się piekło
Taroner, zacisnął dłoń w pięść, jego wargi przypominały teraz wąską kreskę - co się stało? Przecież było już dobrze. Panowała nad mrokiem.
- Z tego co mówił Arcymag do wybuchu chaosu i sprowadzeniu dziewczyny na granicę szaleństwa doprowadził jej brat.
- Ten Fomorski pomiot znów ją skrzywdził - Taroner szepnął, nie oczekując nawet potwierdzenia od wodza
- Pamiętaj, że twoje serce powinno być czyste. Tylko tak możesz zachować trzeźwość myślenia. Nie jesteś tu po to by osądzać, ale po to by wyciągnąć ją znów na powierzchnię. Złość i frustracja są najlepszą pożywką dla Ciemności, nie zapominaj o tym Taronerze
- wybacz wodzu
- Jest w ostatniej chacie, na skraju Vales. Nie mogłem niestety osobie tak niestabilnej pozwolić zatrzymać się w granicy naszego miasta.
- rozumiem
- Idź do niej. Pamiętaj jednak aby nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. Mrok w niej jest na tyle silny, że wciągnie cię, skaziwszy także twój umysł. - położył mu dłoń na ramieniu - mam nadzieję, że uda ci się do niej dotrzeć nim Ciemność rzuci ją na kolana. To silna dziewczyna, ale nawet drzewo można przewrócić jeśli dość długo podmywa się jego korzenie.
Taroner z ciężkim sercem wszedł do chaty. minął sień, kierując się od razu do niewielkiego saloniku. Mała dziewczynka siedziała na parapecie okiennym, przytuliwszy rudą główkę do szyby. Nerwowy oddech kładł się białym obłokiem na powierzchni zimnego szkła. Gigant był w szoku. Ostatnim razem gdy widział Alchemiczkę była o wiele wyższa. Starsza. Teraz zaś wyglądała jak dziecko
- Mały Alchemik? - spytał aby upewnić się, że się nie pomylił
- Taroner? - Dziewczynka odwróciła twarz w jego kierunku. Mężczyzna nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdy dziewczynka znalazła się w jego ramionach, szlochając - Taronerze.... To koniec, to już jest koniec. Niichan miał rację. Jestem złem, jestem niczym. Przynoszę jedynie pecha i śmierć. Morrighan chciała mnie przed tym ostrzec. Chciała ochronić swoich Milletian przede mną. Taronerze!!! Powinnam wrócić do podziemi!!! Ja...
- Nie ty mały alchemiku - położył swą dłoń na jej głowie. Starał się by gniew w nim nie wezbrał. Jednak powstrzymywać go na granicy myśli było rzeczą nieomal karkołomną - nie Ty mały alchemiku..
- jak to? - podniosła na niego wzrok. Oczy czerwone od długiego płaczu z nadzieją patrzyły na Giganta - przecież Niichan...
- Zamknij serce na wyrzuty a otwórz na prawdę Mały Alchemiku. Spójrz na śnieżną wilczycę, która poświęca całe dnie by wykarmić swoje młode. Spójrz jak rosną, jak dojrzewają, jak uczy je polować, by w przyszłości, gdy odejdą od niej były w stanie same zadbać o siebie
- nie rozumiem..
- poczekaj - uśmiechnął się, gładząc rudą główkę - wyobraź sobie, że jeden z nich nie chce się uczyć, nie chce słuchać, wie, że jest najsilniejszy z ich małego stadka, więc nie musi się o nic martwić. Bogowie obdarzyli go wieloma łaskami. A teraz wyobraź sobie, że stado się rozpada. Każde z wilcząt rusza własną ścieżką. Te słabsze wyciągają wnioski z nauk matki, ten hardy nie wie jak polować. Jak zadbać o siebie. W końcu ginie z głodu. Czy Wilczyca jest winna temu, że wilk nie potrafił słuchać? Naprawdę uważasz, że ona ponosi winę za jego śmierć?
- Ale ja..
- Ostrzegałaś go Noki. Ileż razy krzyczałaś, prosząc, by cię usłyszał? Zet był głuchy na ciebie. Widział jedynie siebie. - Dziewczynka pochyliła głowę
- Więc naprawdę...
- Niekoniecznie. Nie potrafię ci powiedzieć co nim kierowało. Może w głębi czarnego serca czuł jakieś przywiązanie. jednak wypierał się go każdym swoim czynem. Wydaje mi się, że ten Fomor potrzebował kogoś kogo będzie mógł kochać, ale nikt nie nauczył go jak to robić.
Dziewczynka pochyliła głowę, przytulając się bardziej do Giganta - ale teraz.. jest szczęśliwy gdzieś prawda? - spytała z nadzieją. Taroner zaś bał się jej powiedzieć prawdy o tym, że Fomorianie to nie Milletianie, że dla nich nie ma żadnego później czy dalej, bo żadne z bogów nie pociągnęło ich ścieżki poza śmierć. Za ostatnią bramą, dla nich nie było już nic więcej. Dlatego też tak bardzo bał się o tę małą
- Tak Mały Alchemiku. Na pewno teraz odzyskał spokój, do którego zawsze dążył.
- Taronerze... - Gigant spojrzał na nią z czułością - boję się, że jeszcze kogoś mogę skrzywdzić. Nie potrafię panować nad Ciemnością
- Każdy ma w sobie Mrok Noki - otulił ją puchowym robe, wyprowadzając na zewnątrz. - Śnieg jest biały, skrzący, piękny, ale lawina potrafi zabić wiele istnień. Słońce jest ciepłe, piękne, dzięki niemu możemy żyć. Ale jego nadmiar sprowadza chorobę i wyniszczenie dla organizmu. Ja też nie wyzbyłem się zła. Staram się żyć w równowadze, ale i mnie nachodzi gniew, frustracja, niechęć. Każdy ma w sobie Ciemność.
- Ja mam jej wyjątkowo dużo w sobie. - Wsunęła dłoń w jego rękę, starając się dogonić go, gdy stawiał w zamyśleniu długie kroki.
- Ty, Mały Alchemiku, masz wyjątkowo dużo gór i przepaści na swojej drodze. Ci, których ścieżka jest prosta, nie mają jak i gdzie się zgubić. Tacy jak ty, mają wiele pokus, ale i ciężkich wyborów przed sobą. Mały Alchemiku, nikt nie skrytykuje cię za to, że wybrałaś swoje życie. Każdy zrobiłby tak samo. Tak stworzyli nas bogowie. Arcymag bardzo martwił się o ciebie. Przyprowadził cię do nas, a to ciężka wyprawa dla żyjących w słońcu
- Zailen? - zamrugała, starając się zrzucić z rzęs płatki śniegu, które sprawiły, że oczy nagle zaczęły ją szczypać . Dopiero teraz uświadomiła sobie, że mimo iż bez przerwy się kłócili o wszystko, to kiedy tylko go potrzebowała zawsze był obok, nie pytając o nic i nie oceniając. - Jest dla mnie jak starszy brat. Taki prawdziwy. - jej myśli znów powróciły na polanę, w której ziemię wsiąkała cicho czerwona krew Zeta. Szybko jednak odpędziła te wspomnienia - Prawie zabiłam Nelyę - powiedziała cicho. Taroner zatrzymał się - wezwałam Rycerza świadomie i..
- Wymknął ci się spod kontroli. - dokończył za nią Gigant - strach o przyjaciółkę wziął górę. Równowaga pękła jak kruchy lód. Wzywając Dark Knighta Mały Alchemiku, nie możesz mieć chwili zawahania. Musisz być pewna tego co robisz. Doprowadzając do Chaosu w swoim sercu bądź umyśle sprawiasz, że może nad tobą górować. Nauczę cię samokontroli jeśli pobędziesz u nas jakiś czas - uśmiechnął się do niej - rwącą rzekę można uspokoić, jeśli się wie jak stawiać tamy
- Lu dał mi wolne - spojrzała na swoje buty, które zapadły się w głębokim śniegu - Taronerze. Myślisz, że powinnam dalej oszukiwać Kapitana?
- Oszukiwać?
- Luk nie wie, że jestem Fomorem, Nie ma pojęcia, że mam w sobie Dark Knighta. On.. on jest Rycerzem Światła.
- Skąd wiesz? - spytał spokojnie - skąd wiesz, że jest Paladynem?
- Jak to? - podniosła na niego wzrok odgarniając kosmyk włosów - tacy jak ja wyczuwają takich jak on
- A tacy jak on?
- Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób... Więc on.. on wie? Dlaczego więc pozwala mi pozostawać w swoim oddziale?
- Może nie jest to dla niego aż tak istotne. Może ma ważniejsze powody by cię trzymać.
- Ale nie wie, że nie jestem Milletianką jak jego ludzie
- Noki.. - westchnął - szanujesz go?
- Luka? To mój dowódca. Pójdę za nim w ogień, wierzę w każde jego słowo, popieram działanie. Szanuję go jak nikogo innego - oczy zapaliły jej sie pewnością i oddaniem
- Więc dlaczego uważasz go za głupca?
- ?!?
- Miałem przyjemność nie jeden raz prowadzić jego oddział wgłąb Hillween, wiem jak pracuje i domyślam się jakim jest człowiekiem. To dobry Kapitan dla swoich ludzi. Świetny strateg i obserwator. - Taroner upuścił coś błyszczącego na ziemię. Wyciągnął jej dłoń przed siebie kładąc na niej monetę, którą bawił się przez cały czas, gdy szli - co czujesz?
- Jest ciepła... - powiedziała cicho, patrząc na złoty krążek na swojej dłoni. Gigant schylił się podnosząc ze śniegu drugą monetę. Położył ją obok pierwszej
- a ta?
- zimna i mokra. Taronerze?
- Jedną z nich trzymałem w ręku, chroniłem przed wiatrem, dbałem o nią. Jest ciepła, sucha. Druga, wpadła w śnieg, leżała zapomniana w mokrym chłodzie. Tak samo jest z ludźmi. Milletianie chronieni przez bogów, żyją i rozwijają się w słońcu w cieple, korzystają z dóbr tego świata. Fomorianie muszą walczyć o swoją egzystencję. Są zimni, żyją pośród cieni, nawet ci, którzy jak ty, wydostali się na powierzchnię, żyją w ciągłym strachu, że ktoś mógłby ich rozpoznać. Że mogą tam wrócić. To ich kształtuje Noki. Te coiny wyglądają zupełnie tak samo, ale każdy z nich jest inny. Duży Alchemik na pewno dostrzega tę różnicę. Nie wierzę aby o niej nie wiedział.
- Dlaczego więc nigdy o tym nie mówi? Dlaczego się nie zdradził?
- Bo tak jest łatwiej Mały Alchemiku. Oczekujesz jego reakcji, a ta mogłaby być tylko jedna. Łatwiej będzie każdemu z was, gdy Duży Alchemik pozostanie w nieświadomości. Nie oznacza to jednak niewiedzy.
Noki zamyśliła się patrząc na dwie monety leżące na jej ręce - dziękuję Taronerze - uśmiechnęła się, pierwszy raz od bardzo bardzo dawna. I było jej z tym dobrze
Taroner, zacisnął dłoń w pięść, jego wargi przypominały teraz wąską kreskę - co się stało? Przecież było już dobrze. Panowała nad mrokiem.
- Z tego co mówił Arcymag do wybuchu chaosu i sprowadzeniu dziewczyny na granicę szaleństwa doprowadził jej brat.
- Ten Fomorski pomiot znów ją skrzywdził - Taroner szepnął, nie oczekując nawet potwierdzenia od wodza
- Pamiętaj, że twoje serce powinno być czyste. Tylko tak możesz zachować trzeźwość myślenia. Nie jesteś tu po to by osądzać, ale po to by wyciągnąć ją znów na powierzchnię. Złość i frustracja są najlepszą pożywką dla Ciemności, nie zapominaj o tym Taronerze
- wybacz wodzu
- Jest w ostatniej chacie, na skraju Vales. Nie mogłem niestety osobie tak niestabilnej pozwolić zatrzymać się w granicy naszego miasta.
- rozumiem
- Idź do niej. Pamiętaj jednak aby nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. Mrok w niej jest na tyle silny, że wciągnie cię, skaziwszy także twój umysł. - położył mu dłoń na ramieniu - mam nadzieję, że uda ci się do niej dotrzeć nim Ciemność rzuci ją na kolana. To silna dziewczyna, ale nawet drzewo można przewrócić jeśli dość długo podmywa się jego korzenie.
Taroner z ciężkim sercem wszedł do chaty. minął sień, kierując się od razu do niewielkiego saloniku. Mała dziewczynka siedziała na parapecie okiennym, przytuliwszy rudą główkę do szyby. Nerwowy oddech kładł się białym obłokiem na powierzchni zimnego szkła. Gigant był w szoku. Ostatnim razem gdy widział Alchemiczkę była o wiele wyższa. Starsza. Teraz zaś wyglądała jak dziecko
- Mały Alchemik? - spytał aby upewnić się, że się nie pomylił
- Taroner? - Dziewczynka odwróciła twarz w jego kierunku. Mężczyzna nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdy dziewczynka znalazła się w jego ramionach, szlochając - Taronerze.... To koniec, to już jest koniec. Niichan miał rację. Jestem złem, jestem niczym. Przynoszę jedynie pecha i śmierć. Morrighan chciała mnie przed tym ostrzec. Chciała ochronić swoich Milletian przede mną. Taronerze!!! Powinnam wrócić do podziemi!!! Ja...
- Nie ty mały alchemiku - położył swą dłoń na jej głowie. Starał się by gniew w nim nie wezbrał. Jednak powstrzymywać go na granicy myśli było rzeczą nieomal karkołomną - nie Ty mały alchemiku..
- jak to? - podniosła na niego wzrok. Oczy czerwone od długiego płaczu z nadzieją patrzyły na Giganta - przecież Niichan...
- Zamknij serce na wyrzuty a otwórz na prawdę Mały Alchemiku. Spójrz na śnieżną wilczycę, która poświęca całe dnie by wykarmić swoje młode. Spójrz jak rosną, jak dojrzewają, jak uczy je polować, by w przyszłości, gdy odejdą od niej były w stanie same zadbać o siebie
- nie rozumiem..
- poczekaj - uśmiechnął się, gładząc rudą główkę - wyobraź sobie, że jeden z nich nie chce się uczyć, nie chce słuchać, wie, że jest najsilniejszy z ich małego stadka, więc nie musi się o nic martwić. Bogowie obdarzyli go wieloma łaskami. A teraz wyobraź sobie, że stado się rozpada. Każde z wilcząt rusza własną ścieżką. Te słabsze wyciągają wnioski z nauk matki, ten hardy nie wie jak polować. Jak zadbać o siebie. W końcu ginie z głodu. Czy Wilczyca jest winna temu, że wilk nie potrafił słuchać? Naprawdę uważasz, że ona ponosi winę za jego śmierć?
- Ale ja..
- Ostrzegałaś go Noki. Ileż razy krzyczałaś, prosząc, by cię usłyszał? Zet był głuchy na ciebie. Widział jedynie siebie. - Dziewczynka pochyliła głowę
- Więc naprawdę...
- Niekoniecznie. Nie potrafię ci powiedzieć co nim kierowało. Może w głębi czarnego serca czuł jakieś przywiązanie. jednak wypierał się go każdym swoim czynem. Wydaje mi się, że ten Fomor potrzebował kogoś kogo będzie mógł kochać, ale nikt nie nauczył go jak to robić.
Dziewczynka pochyliła głowę, przytulając się bardziej do Giganta - ale teraz.. jest szczęśliwy gdzieś prawda? - spytała z nadzieją. Taroner zaś bał się jej powiedzieć prawdy o tym, że Fomorianie to nie Milletianie, że dla nich nie ma żadnego później czy dalej, bo żadne z bogów nie pociągnęło ich ścieżki poza śmierć. Za ostatnią bramą, dla nich nie było już nic więcej. Dlatego też tak bardzo bał się o tę małą
- Tak Mały Alchemiku. Na pewno teraz odzyskał spokój, do którego zawsze dążył.
- Taronerze... - Gigant spojrzał na nią z czułością - boję się, że jeszcze kogoś mogę skrzywdzić. Nie potrafię panować nad Ciemnością
- Każdy ma w sobie Mrok Noki - otulił ją puchowym robe, wyprowadzając na zewnątrz. - Śnieg jest biały, skrzący, piękny, ale lawina potrafi zabić wiele istnień. Słońce jest ciepłe, piękne, dzięki niemu możemy żyć. Ale jego nadmiar sprowadza chorobę i wyniszczenie dla organizmu. Ja też nie wyzbyłem się zła. Staram się żyć w równowadze, ale i mnie nachodzi gniew, frustracja, niechęć. Każdy ma w sobie Ciemność.
- Ja mam jej wyjątkowo dużo w sobie. - Wsunęła dłoń w jego rękę, starając się dogonić go, gdy stawiał w zamyśleniu długie kroki.
- Ty, Mały Alchemiku, masz wyjątkowo dużo gór i przepaści na swojej drodze. Ci, których ścieżka jest prosta, nie mają jak i gdzie się zgubić. Tacy jak ty, mają wiele pokus, ale i ciężkich wyborów przed sobą. Mały Alchemiku, nikt nie skrytykuje cię za to, że wybrałaś swoje życie. Każdy zrobiłby tak samo. Tak stworzyli nas bogowie. Arcymag bardzo martwił się o ciebie. Przyprowadził cię do nas, a to ciężka wyprawa dla żyjących w słońcu
- Zailen? - zamrugała, starając się zrzucić z rzęs płatki śniegu, które sprawiły, że oczy nagle zaczęły ją szczypać . Dopiero teraz uświadomiła sobie, że mimo iż bez przerwy się kłócili o wszystko, to kiedy tylko go potrzebowała zawsze był obok, nie pytając o nic i nie oceniając. - Jest dla mnie jak starszy brat. Taki prawdziwy. - jej myśli znów powróciły na polanę, w której ziemię wsiąkała cicho czerwona krew Zeta. Szybko jednak odpędziła te wspomnienia - Prawie zabiłam Nelyę - powiedziała cicho. Taroner zatrzymał się - wezwałam Rycerza świadomie i..
- Wymknął ci się spod kontroli. - dokończył za nią Gigant - strach o przyjaciółkę wziął górę. Równowaga pękła jak kruchy lód. Wzywając Dark Knighta Mały Alchemiku, nie możesz mieć chwili zawahania. Musisz być pewna tego co robisz. Doprowadzając do Chaosu w swoim sercu bądź umyśle sprawiasz, że może nad tobą górować. Nauczę cię samokontroli jeśli pobędziesz u nas jakiś czas - uśmiechnął się do niej - rwącą rzekę można uspokoić, jeśli się wie jak stawiać tamy
- Lu dał mi wolne - spojrzała na swoje buty, które zapadły się w głębokim śniegu - Taronerze. Myślisz, że powinnam dalej oszukiwać Kapitana?
- Oszukiwać?
- Luk nie wie, że jestem Fomorem, Nie ma pojęcia, że mam w sobie Dark Knighta. On.. on jest Rycerzem Światła.
- Skąd wiesz? - spytał spokojnie - skąd wiesz, że jest Paladynem?
- Jak to? - podniosła na niego wzrok odgarniając kosmyk włosów - tacy jak ja wyczuwają takich jak on
- A tacy jak on?
- Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób... Więc on.. on wie? Dlaczego więc pozwala mi pozostawać w swoim oddziale?
- Może nie jest to dla niego aż tak istotne. Może ma ważniejsze powody by cię trzymać.
- Ale nie wie, że nie jestem Milletianką jak jego ludzie
- Noki.. - westchnął - szanujesz go?
- Luka? To mój dowódca. Pójdę za nim w ogień, wierzę w każde jego słowo, popieram działanie. Szanuję go jak nikogo innego - oczy zapaliły jej sie pewnością i oddaniem
- Więc dlaczego uważasz go za głupca?
- ?!?
- Miałem przyjemność nie jeden raz prowadzić jego oddział wgłąb Hillween, wiem jak pracuje i domyślam się jakim jest człowiekiem. To dobry Kapitan dla swoich ludzi. Świetny strateg i obserwator. - Taroner upuścił coś błyszczącego na ziemię. Wyciągnął jej dłoń przed siebie kładąc na niej monetę, którą bawił się przez cały czas, gdy szli - co czujesz?
- Jest ciepła... - powiedziała cicho, patrząc na złoty krążek na swojej dłoni. Gigant schylił się podnosząc ze śniegu drugą monetę. Położył ją obok pierwszej
- a ta?
- zimna i mokra. Taronerze?
- Jedną z nich trzymałem w ręku, chroniłem przed wiatrem, dbałem o nią. Jest ciepła, sucha. Druga, wpadła w śnieg, leżała zapomniana w mokrym chłodzie. Tak samo jest z ludźmi. Milletianie chronieni przez bogów, żyją i rozwijają się w słońcu w cieple, korzystają z dóbr tego świata. Fomorianie muszą walczyć o swoją egzystencję. Są zimni, żyją pośród cieni, nawet ci, którzy jak ty, wydostali się na powierzchnię, żyją w ciągłym strachu, że ktoś mógłby ich rozpoznać. Że mogą tam wrócić. To ich kształtuje Noki. Te coiny wyglądają zupełnie tak samo, ale każdy z nich jest inny. Duży Alchemik na pewno dostrzega tę różnicę. Nie wierzę aby o niej nie wiedział.
- Dlaczego więc nigdy o tym nie mówi? Dlaczego się nie zdradził?
- Bo tak jest łatwiej Mały Alchemiku. Oczekujesz jego reakcji, a ta mogłaby być tylko jedna. Łatwiej będzie każdemu z was, gdy Duży Alchemik pozostanie w nieświadomości. Nie oznacza to jednak niewiedzy.
Noki zamyśliła się patrząc na dwie monety leżące na jej ręce - dziękuję Taronerze - uśmiechnęła się, pierwszy raz od bardzo bardzo dawna. I było jej z tym dobrze
Bardzo się Cieszę, że Taro choć trochę pomógł w zrozumieniu istoty rzeczy.
OdpowiedzUsuń